Mów o luksusie
Lightwork VI Freedom Palette
Miałam szczęście, że udało mi się zdobyć paletę, a człowieku, jak LUXUS to jest!!
Po prostu musiałam ją dzisiaj założyć. Przyjechała, z pocztą, późno wczoraj wieczorem, i to było tuż przed tym, jak musiałam ją tam wypróbować. Ale dostałam, jak mówiłam, moją paczkę lyko dopiero późno wieczorem, a nie lubię marnować makijażu, więc czekałam, aby wypróbować ją dzisiaj, aby naprawdę móc ją przetestować.
Jest po prostu warta każdej złotówki. Jest hella-droga, wiem, ale jest po prostu warta każdej złotówki. Jest na równi z paletami hourglass, które zresztą też kupiłam.
Cienie są łatwe w użyciu, blendowaniu i mieszaniu, a także tworzeniu różnych looków. Tylko wyobraźnia stawia granice. To zdecydowanie paleta, której będę dużo używać.
Nie wspominając o opakowaniu. Jest magnetyczna, więc można ułożyć trzy palety w jedną i użyć dołączonego lustra, aby zakryć górną. Dodatkowo jest ładna „torba”, w której można przechowywać palety, jeśli chce się je zabrać ze sobą, na przykład na weekend. Można też wyjąć cienie do powiek i stworzyć własną kompozycję, jeśli ma się na to ochotę.
Sama pudełko, w którym przyszła paleta, jest również bardzo dobrze zapakowane zarówno w folię bąbelkową, jak i cienką piankę, aby chronić paletę.
Powiedziałam sobie, że najlepsze zakupy makijażowe na Boże Narodzenie, które zrobiłam w tym roku, to palety Dragon i Evil Eye od Hourglass oraz paleta Roxa od Natashy Denony. Ale myślę, że Roxa liiiiiiige spada o jeden poziom, więc to Hourglass i ta paleta dzielą pierwsze miejsce.
Tak, jest droga. Ale naprawdę jest warta każdej złotówki. Luksus, jakość, dobra pigmentacja, kremowa, brak fall out lub kick back. A w chwili pisania tego tekstu mam cienie na sobie od dobrych sześciu godzin i wciąż trzymają się tak, jak powinny. Gorąco polecam.
#LYKOREVIEW